Zielony wzrost to mit. Jedyną drogą, aby uniknąć katastrofy, jest degrowth

Popularna ekomodernistyczna recepta na wyjście z kryzysu klimatycznego i środowiskowego spotyka się wśród badaczy z coraz większym sceptycyzmem. Wygląda na to, że nie obędzie się bez ograniczenia konsumpcji i zmniejszenia gospodarki.
.get_the_title().

Zielony wzrost opiera się na założeniu, że możliwa jest daleko idąca „dematerializacja” gospodarki, to znaczy przestawienie się z produkcji na usługi, zmniejszenie zużycia zasobów i paliw kopalnych, a przy tym utrzymanie wzrostu gospodarczego, czyli dalsze zwiększanie PKB. Wielu naukowców podchodzi do tej koncepcji ze sporym dystansem, a ostatnio niespodziewanie została ona skrytykowana nawet na łamach dziennika „Financial Times”.

Wygląda na to, że scenariusz zielonego wzrostu nie jest możliwy do zrealizowania.

Przynajmniej w perspektywie czasu wyznaczonej przez kryzys klimatyczny i inne przekraczane właśnie bariery środowiskowe, o których ostatnio pisali naukowcy. Bioróżnorodność zanika, a żeby mieć szansę na ograniczenie wzrostu temperatury do 1,5 stopnia C, potrzebne jest obniżenie emisji o połowę przed 2030 rokiem. Tymczasem w latach 1990-2018 emisje dwutlenku węgla wzrosły o 60 proc. i rosną nieustannie, z wyjątkiem okresu po kryzysie gospodarczym w 2008 roku.

fragment raportu IPBES (Międzyrządowej Platformy ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu ONZ) z maja 2019 roku

Udział emisji w PKB spada, ale za wolno. Jest coraz więcej energooszczędnych technologii, jednak wciąż zwiększamy konsumpcję materiałów i energii. Dlatego nie możemy mieć jednocześnie wzrostu oraz zrównoważonego świata bez konsekwencji zmiany klimatu i dalszej degradacji środowiska.

Zjawisko rozdzielenia wzrostu emisji dwutlenku węgla od wzrostu PKB nazywa się decouplingiem. Wartości te szły ze sobą w parze i ich związek był nie do rozerwania, choć w ostatnich latach pojawiły się optymistyczne głosy, że w końcu udaje się to osiągnąć w kilku europejskich gospodarkach. Niestety badania pokazały, że proces ten zachodzi głównie dzięki przeniesieniu energochłonnej produkcji do innych państw – gdy uwzględnimy emisje z produkcji importowanych dóbr, efekt ten zanika. Autorzy opublikowanego w lipcu raportu European Environmental Bureau dokonali przeglądu prac na temat dematerializacji i decouplingu, by dojść do wniosku, że pilnie potrzebna jest alternatywa wobec idei zielonego wzrostu. Wskazali oni na siedem kluczowych faktów świadczących o niemożliwości realizacji tej wizji.

Entuzjaści zielonego wzrostu nie biorą pod uwagę wzrostu cen zasobów, efektu odbicia (rebound effect – wzrostu konsumpcji w wyniku wzrostu efektywności), efektów ubocznych nowych technologii, faktycznej materiałochłonności usług, ograniczonych możliwości recyklingu materiałów, powolnego tempa innowacji technologicznych w kluczowych obszarach oraz pozornego decouplingu.

Podobne zdanie wyraża wielu badaczy, w tym Vaclav Smil, światowej sławy ekspert od energii i konsumpcji materialnej. Twierdzi on, że choć ekonomiści jeszcze tego nie rozumieją, to wzrost musi się skończyć. W książce „Tworzenie bogatego świata” Smil dokumentuje wzrastający na przestrzeni wieków metabolizm światowej gospodarki i wskazuje na brak dowodów świadczących o dematerializację i decouplingu PKB i emisji dwutlenku węgla.

Zdjęcie główne: Elevate/unsplash.com
Tekst: JCh

FUTOPIA