Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Plusy i minusy Openera

Lans, czy święto muzyki, czyli Opener 2019.
.get_the_title().

Tegoroczny Opener pozostawił nas w dość ambiwalentnych nastrojach, aczkolwiek nie możemy powiedzieć, żebyśmy żałowali, że tam byliśmy. W tym roku żeby przeżyć, trzeba było uzbroić się po zęby niczym na survivalowy wypad w góry w październiku. Sztormiaki, kalosze, czapki i szaliki, puchowe kurtki – bez nich byłoby gorzej. Mieliśmy, więc daliśmy radę. Zachwycała nas zaradność festiwalowiczów, którzy radzili sobie z deszczem i wiatrem stosując dość zabawne zabiegi. Worki na śmieci sprawdzały się doskonale jako płaszcze. Nasza relacja na instagramie F5 (link tutaj). A  najważniejsze refleksje poniżej.

1. Chwilami dziwny line-up

No dobra, kto zna zespół The Smashing Pumpkins łapka w górę. Kiedy zobaczyliśmy kultowy amerykański zespół w line-upie mocno się zdziwiliśmy. Ikona muzyki lat 90. ikoną była dawno i do tego raczej nie w Polsce, więc płonne były nadzieje jakoby na fali miłości do najtisów młodzi uczestnicy festiwalu pobiegli pod główną scenę, żeby wysłuchać „Tonight, Tonight” czy „1979”. Pewnie wielu starszych ich obecność ucieszyła, ale pod sceną było lekko powiedziawszy… luźno, co było widokiem smutnym. Zdaje się, że również dla samych muzyków. Do tego po Smashing Pumpkins na głównej scenie zobaczyliśmy Kylie Minogue. Mocne. Może nawet za bardzo.


Trochę brakowało świeżości w line-upie, no i „aktualnych” zjawisk muzycznych. Zazdrościliśmy festiwalowiczom na Glastonbury, bo zobaczyli Billie Eilish, Lewisa Capaldiego lub Lizzo. Mamy wrażenie, że konkurencje własne Alter Altu czyli Orange i Live podkradają Openerowi pierwszoligowych artystów.

2. Trochę jakby drogo?

Festiwal muzyczny to jednak święto wolności i młodości. Tu możemy Was zaskoczyć, ale ceny fastfoodów zmroziły nas, chociaż i tak było zimno: 20 zł za zapiekankę i 18 za fryty to dużo. 45 zł za zupkę w plastikowym talerzyku?! Za herbatkę zapłaciliśmy 12 zł, ale jak mus to mus – trzeba się było rozgrzać. Za hiszpańskie pączkopodobne ciastka churros zapłaciliśmy 27 zł.

Ceny jak w drogich warszawskich restauracjach.

Trochę to smutne, nie wiemy jak dawali radę studenci, czy młodzież – na szczęście można było wnieść kanapki. Ceny biletów na Openera nadal są stosunkowo niskie w porównaniu do europejskich festiwali, chociaż liczba artystów na Glastonbury, za który trzeba zapłacić 1150 zł powala.

Churrosy, jedyne 27 zł.

3.  To nadal święto muzyki

Młodzi headlinerzy nie zwiodli i są na pewno dobrym kierunkiem. Travis, Jorjy Smith, Rosalia, Flatbush Zombies przeżywają szczyt popularności. Ich koncerty i ich odbiór na festiwalu pokazują, że jednak warto hołdować potrzebom najmłodszych uczestników – w końcu nie ma się co oszukiwać takie festiwale są głównie dla nich. A może nie? Średnia wieku na Openerze wydaje się jednak wcale nie taka niska, ale taki już urok tego festiwalu. Jak coś ma być dla wszystkich, to trzeba się liczyć z punktem numer 1.

4. Pogodna atmosfera

No dobra, to teraz można ponarzekać, że młodzi się lansują, stylizacje ważniejsze niż zdrowie – było 13 stopni nocami, a niektórzy w szorcikach – robią milion selfie zamiast słuchać muzyki, nagrywają 5 sekund koncertu, mają odfajkowane i lecą dalej. No, ale to nie całkiem prawda. Na koncertach rodzimego Sokoła, Travisa, Jorjy Smith, G-Eazy czy Rosalii lub Lany Del Rey panowała super atmosfera. Przy Flatbush Zombies w oparach THC fani znający każdy wers oddawali zespołowi sporo energii. Ciężko było wytrzymać pod namiotem tak się podgrzała atmosfera. Trzeba przyznać, że na festiwalu panuje życzliwość, mało ludzi mocno pije (to pewnie trochę przez ceny). Bez agresji. Peace and love. A no i eko! Zaobserwowaliśmy mniej kubków walających się na ziemi, mogliśmy wybrać wielorazowy kubek z kaucją zamawiają napój.

Niektórzy mieli problem z wyborem: wygląd vs wygoda i ciepło. Ale od czego ma się oddanych przyjaciół 🙂
Rządził fluo i pogoda ducha.

5. Świetna ogranizacja 

Organizacja – level pro, po 17 edycjach Alter Alt ma wszystko pod kontrolą. W strefach gdzie chowali się uczestnicy festiwalu czekały na nich dodatkowe atrakcje, więc w przerwie między koncertami i deszczem można było wysłuchać debaty (min. z udziałem Tomasza Sekielskiego, z którym mieliśmy okazję porozmawiać), obejrzeć stand-up, zrobić sobie kurtkę w strefie Levis, czy pośpiewać karaoke w strefie Seata. Furorę robiła strefa „Stranger Things”, a do oldschoolowych automatów kolejka była dłuższa niż do toalet.

Strefa #SEATsuond z karaoke w aucie.

Na Openera 2019 zabrał nas (a nawet dowiózł) SEAT Polska, serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy!

Tekst i zdjęcia: Marta Jerin

TU I TERAZ