Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Jeśli tęsknicie do słodkiego smaku gumy Turbo ta książka przeniesie Was w lata 90.

Słodkie lata 90., kasety video, wycieczki szkolne do McDonalda, a w tle przeboje Spice Girls. Debiutancka powieść Macieja Marcisza „Taśmy rodzinne” to przenikliwa historia o sile pieniądza, dojrzewaniu oraz próba zdefiniowania pokolenia wychowanego w latach 90. Zapraszamy do lektury!
.get_the_title().

Ach… słodkie lata 90. Kasety video, wycieczki szkolne do McDonalda, przeboje Spice Girls i Kelly Family oraz nowy Action Man. Nostalgia za rzeczywistością sprzed 25 lat na powrót roztopiła nasze serca i dała o sobie znać przede wszystkim w muzyce, modzie i literaturze. I właśnie taką sentymentalną podróż w czasie funduje czytelnikowi debiutancka powieść Macieja Marcisza „Taśmy rodzinne”, która na kultowym tle lat 90. i wczesnych zerowych opowiada barwną, gęstą i przenikliwą historię o sile pieniądza, dojrzewaniu i tajemnicach, które kryją się w historii każdej rodziny.

Poznajcie Marcina Małysa. Główny bohater „Taśm rodzinnych” jest zblazowanym, trzydziestoletnim artystą z depresją spowodowaną twórczym zastojem. W pole zawód wpisywał »artysta wizualny« i jeśli zbiera wam się właśnie na wymioty, uwierzcie, że on miał tak samo. Oprócz weltszmercu, Marcin Małys ma też 63 tysiące złotych długu, skrzynkę odbiorczą wypełnioną wiadomościami od znajomych domagających się zwrotu swoich pieniędzy oraz rodzinę, która nie chce z nim rozmawiać.

Zarzewiem konfliktu z bliskimi są tytułowe „Taśmy rodzinne”, które można w książce Marcisza interpretować wielorako – przede wszystkim jako projekt artystyczny głównego bohatera, w którym obnaża przed światem rodzinne sekrety, ale także jako taśmy VHS – jeden z najbardziej wyrazistych atrybutów lat 90., symbol nostalgii za tymi czasami i za dzieciństwem. Z dużym prawdopodobieństwem można go również odczytywać jako „taśmy rodzinne” samego autora, który przyznaje, że powieść jest częściowo oparta na historii jego samego i jego bliskich.

Tragikomiczną i kolorową sagę rodziny Małysów umiejscawia autor na tle równie barwnych lat 90. i początku lat dwutysięcznych, kiedy to polski szary, socjalistyczny krajobraz został zastąpiony radosną konsumpcją prosto z mitycznego Zachodu. Ten dziki i rozpustny wszechświat jest właściwie kolejnym bohaterem książki, w której marki i produkty wirują w szaleńczym tańcu niczym komety na wolnorynkowym firmamencie. Marcisz umiejętnie wplata w fabułę swojej powieści fragmenty iskrzące od ironii i zjadliwego humoru, punktując jednocześnie naszą zachłanność na wszystko co nowe, fajne, kolorowe.

Kto z nas w dzieciństwie nie ekscytował się wycieczkami do amerykańskiej świątyni fast foodów, aby zdobyć nowe zabawki z zestawu Happy Meal? Nie błagał zniecierpliwionych rodziców o nowe ubranka dla lalek barbie, o ludziki G.I. Joe, nie gorączkował się japońskimi bajkami w telewizji i nowymi filmami z wypożyczalni kaset video? Marcisz subtelnie manewruje między nostalgią za minionymi czasami z ich całym neonowym inwentarzem, a prezentacją rozpasanego pejzażu dekady, która zderzyła nasz kraj z czymś zupełnie nowym – z magią zakupów i siłą pieniądza.

A robienie zakupów należy w „Taśmach rodzinnych” do sfery sacrum. To celebracja i modlitwa. Przechadzanie się między sklepowymi półkami, oglądanie, dotykanie, rozpoznawanie marek i ich historii. Zachwycanie się feerią barw, smaków, zapachów i tekstur. Licytowanie, kto więcej wydał pieniędzy i na co. Konsumpcja jest tutaj jednym z najważniejszych rytuałów, który trzyma w ryzach poczucie sensu i skleja rodzinne więzy.

Motyw pieniądza powraca w książce raz za razem. Wielu było autorów, którzy mierzyli się z próbą zdefiniowania pokolenia wychowanego w latach 90. i z zabiegiem osadzenia go w przekonującym kontekście historyczno-kulturowym. Ale to właśnie „Taśmy rodzinne” sięgają po narzędzie, które powoduje, że ten pokoleniowy portret nagle staje się pełniejszy i bardziej zrozumiały. Zwłaszcza, że fabuła równolegle z wątkiem głównego bohatera prowadzi opowieść jego ojca, Jana Małysa, wychowanego dwadzieścia lat wcześniej. Uderzający kontrast między rozpasanym dobrobytem otaczającym od dzieciństwa Marcina,próbą zdefiniowania pokolenia wychowanego w latach 90. a dzieciństwem jego rodzica – wypełnionym poczuciem niedostatku, wstydem i przemocą rzuca nowe światło na to, kim my sami jesteśmy dzisiaj i właściwie dlaczego tacy jesteśmy.

Bez obaw – poważne diagnozy zostały w „Taśmach rodzinnych” wprawnie wplecione w warstwę tekstową, a Marcisz udowadnia, że jest niezwykle inteligentnym i wrażliwym obserwatorem, który bezbłędnie portretuje przeróżne grupy społeczne z empatią podszytą subtelną ironią. Dostaje się każdemu: bogatym, biednym, mieszkańcom miast i wsi, minimalistom, coachom, ludziom z depresją i bez.

Cała fabuła – niepozbawiona dramatycznych momentów, nasączona jest więc tym szczególnym rodzajem humoru, który rozkłada na łopatki, a jednocześnie zapewnia sporą dawkę autorefleksji.

„Taśmy rodzinne” Macieja Marcisza są więc jak opowieść o nas samych – pogubionych dorosłych, tęskniących za czasami, które nie mają prawa wrócić. Dorosłych, którzy muszą znaleźć sposób na pozszywanie rodzinnych historii, na wybaczenie swoim równie pogubionym rodzicom i na zrozumienie, skąd się wzięły ich problemy i skrajności. Bo przecież czasem czując się wyjątkowymi i przeznaczonymi do rzeczy wyższych, nie potrafimy poradzić sobie ze swoją dorosłością i najchętniej wrócilibyśmy do dzieciństwa i słodkiego smaku gumy Turbo. Właśnie dla tej chwili namysłu warto sięgnąć po debiut Marcisza.

TU I TERAZ