5 dowodów na to, że O.S.T.R. jest najbardziej przehajpowanym raperem w Polsce

Jedyną ikoną znajdującą się na świeczniku, którą kojarzą absolutnie wszyscy, a której nie waży się skrytykować nikt, jest Adam Ostrowski, znany powszechnie jako O.S.T.R. Mam jednak dowody na to, że Ostry to hochsztapler, który oszukał miliony osób, że jest dobrym raperem – pisze przy okazji premiery nowej płyty tego łódzkiego artysty Szymon Woźniak Igoronco, raper i publicysta.
.get_the_title().

W Polsce jest kilka świętości, których nikomu za żadne skarby nie wolno jest ruszać. I wbrew pozorom nie chodzi tu ani o Żołnierzy Wyklętych, ani też papieża Jana Pawła II, którzy niejednokrotnie stawali się już bohaterami mało wybrednych żartów. Jakby się tak zastanowić, to jedyną ikoną, znajdującą się na świeczniku, którą kojarzą absolutnie wszyscy, a której nie waży się skrytykować nikt, jest Adam Ostrowski, znany powszechnie jako O.S.T.R., bóg polskiego rapu i okolic. Tak się składa, że mam jednak parę dowodów na to, że Ostry to hochsztapler, który oszukał miliony osób, że jest dobrym raperem. A nie jest. I jego nowa płyta dostarcza kolejnych argumentów na poparcie tej kontrowersyjnej tezy. Oto one.

1. Nie masz grafomana nad Adama

Swego czasu utarło się, że O.S.T.R. jak na rapera to jest łebski gość. Przed kilkoma laty sam zainteresowany zdecydowanie zaprotestował i przy okazji #Hot16Challenge nawinął, że “nie należę do mądrych, tylko nawijam teksty”. Spoko, dobrze jest znać swoje ograniczenia i mieć dystans – za to dla Adama szacun. Ale nawet jego zdrowe podejście nie tłumaczy gimnazjalnego poziomu porównań, które stosuje w kawałkach, co do których średnio zapoznany z rapem słuchacz nie może mieć cienia wątpliwości, że powstały tylko i wyłącznie do rymu i dla jakiegoś mglistego wrażenia poetyckości. Klasyczny Ostry – czyli niekwestionowany mistrz infantylności i beneficjent tego, że ludzie mają ogrom dobrej woli, żeby go zrozumieć. Jak chce powiedzieć, że cierpiał, mówi, że czuł się “jakby ktoś skazał moje serce na aborcję”, gdy przydaje pierwszeństwo czynom ponad słowa, tworzy konstrukcje typu “wierzę w pointę, nie w heroizm zdań”, jak mu się rymuje z “aga” i potrzebuje jakichś wzniosłych haseł, to w refrenie ni z gruchy, ni z pietruchy pojawi się “historii saga”, a jak wątek mu ucieknie w stronę gadania o tym, że nie gada o tantiemach, to najlepszym podsumowaniem wydaje się konkluzja, że “nikt nie wymyślił tabletki na kwit”. Inteligentny człowiek wprawdzie nie ma przeważnie problemu ze zrozumieniem tego, co autor miał na myśli, ma jednak za to problemy z otrząśnięciem się z zażenowania.

Gdyby istniały zawody w infantylności w tekstach, O.S.T.R. wygrałby wszystkie w cuglach, tyle ma linijek godnych politowania.

“Czas skonsumować nieba relaks” goni “uzależniony stan w stanie pożądania założeń” – jakby wyrwać te kwiatki z kawałków O.S.T.R-ego, pozostałyby w nich same monosylaby.

2. Patologiczny patetyzm, niestety

Wiadomo, że rap to emocje, a nie fakty, czy teorie. O.S.T.R. tę wiedzę posiadł bardzo dawno temu i jest – trzeba mu to oddać – mistrzem w instrumentalnym jej wykorzystywaniu. Któż, będąc na jego koncercie, nie krzyczał kiedyś z nim “o jebaniu policji”, czując przy tym, że wznosząc w górę środkowy palec dokonuje czynności niemalże religijnej? Tak, Adam potrafi chwycić za serce ckliwą opowieścią, umie wymusić na tłumie określone emocje. Podobnie jak amerykańskie wyciskacze łez, z tą różnicą, że tutaj chodzi o to byście zrobili pierdolony hałas dla tego i dla tamtego, i żebyście pierdolili polityków i w ogóle wszystkich, którzy przyjdą Adamowi do głowy. Ten patetyzm unosi się zresztą nad całą twórczością skrzypka z Bałut. Osoba ucząca się życia z albumów O.S.T.R.-ego musi być przekonana, że polega ono na lataniu nad miastem. Wiadomo, że te wszystkie chwytające za serce opisy podróży zwanej życiem w stronę szczęścia, słońca, stawanie na szczycie jak Harrier, unoszenia się ponad lądem (możecie wierzyć lub nie, ale to przykłady tylko z ostatniego albumu) to tak naprawdę wymyślne zabiegi poetyckie, ale trudno się wyzbyć wrażenia, że pasują one raczej do pamiętnika małej dziewczynki niż szanowanego muzyka, który mówi ludziom jak mają żyć. A niestety O.S.T.R. robi to. Od pierwszej, do ostatniej płyty.

3. Logika przereklamowana i nie dla Adama

Logiczne wynikanie to towar trudno spotykany na płytach O.S.T.R.-a. Zdarzało się, owszem, że najpopularniejszy polski raper nagrywał kawałki od początku do końca na jeden temat, w których trafiały się wersy nawet pasujące do siebie, ale temat musiał być prosty i klarowny – o np. robieniu bitów, albo o tym, kto mieszka w bloku Adama.

W momencie, w którym Ostry bierze na warsztat jakąś życiówkę i chce w nią wpleść swoje przemyślenia, nie ma zmiłuj.

Słuchacz zostaje zasypany nonsensami, których nie powstydziłby się typ od słynnej wypowiedzi w ulicznej sondzie z “taką sytuacją” i “hemoglobiną”. W jednym z singli promujących nowy album Ostrowskiego podmiot liryczny podśpiewuje sobie w refrenie, że czuje się jak Alcatraz, ale marzy o wybudowaniu Taj-Mahal, na końcu szczęśliwie okazuje się, że gość na skuterze potrącony przez niego w roztargnieniu jest jego fanem i nie będzie wzywać policji, woli podpis na płytce i wspólną fotkę. Prawda, że piękna historia? Klasyczny O.S.T.R., którego zdolności kreatywnego łączenia faktów objawiają się nie tylko w koncepcjach na kawałki, ale i w pojedynczych wersach, bo jak sam o sobie mówi – “moja wartość miarą przeżyć, więc/ w mózgu palmtop więcej wiedzy chce”. Czaicie, nie?

4. Przemiana Adama, ale gadka ta sama

Cała ta szczęśliwa trylogia, która szczęśliwie teraz dobiega końca, zbudowana jest na tragicznym wydarzeniu w życiu Adama Ostrowskiego, które miało jednak szczęśliwy finał i doprowadziło do przemiany. To bardzo dobrze, że dorosły człowiek dojrzewa, przewartościowując swoje życie, nie ma w tym nic zdrożnego, a nawet jest to wielce chwalebne. Problem w tym, że w tekstach łódzkiego rapera po tej wielkiej duchowej zmianie tak naprawdę niewiele się zmieniło – z głośników bije cały czas podobna wizja świata.

Można odnieść wręcz wrażenie, że jedynym co się u Ostrego zmieniło (prócz rzucenia zioła), jest to, że cały czas gada o tym, jak bardzo wszystko się zmieniło.

Zabawnie brzmią te wszystkie wyznania z nowych płyt o tym, jak to kiedyś błądził, szczególnie jeśli się przypomni jego lekcje i nachalne moralizatorstwo z dawnych lat. Na nowym albumie pojawia się nawet kawałek, w którym Adam spowiada się z tego, że kiedyś chciał być gangsterem, nie mającym oporów, żeby kraść, i dilerem, który sprzedawał (bądź chciał sprzedawać) mefedron, nie licząc się z żadnymi konsekwencjami. I to bardzo ciekawe, co Adam pisze, bo mefedron pojawił się na rynku wiele lat po debiucie O.S.T.R.-a. Rozumiem, że Ostry opisuje jakiś niedawny czas, w którym jego usta wypełniały piękne frazesy o byciu super w porządku, jak pan bóg rapu przykazał? Zupełnie tak piękne, jak te teraz? Czy możemy jeszcze mu w cokolwiek uwierzyć? Tym razem tak, bo on naprawdę się zmienił!

5. I kto tu ukradł hip-hop?

Przed laty dość modne było stwierdzenie, powtarzane często przez ludzi z różnych stron społecznej mozaiki, że “ja nie słucham polskiego rapu, no chyba, że Ostrego”. Polski rap miał być obciachowy, prymitywny, za to łódzki MC uosabiał wszystko to, co było w nim dobre i inteligenckie. W rzeczywistości trudno o bardziej niedorzeczne stwierdzenie i popis większej ignorancji oraz oderwanych od rzeczywistości przesądów. O.S.T.R. mógłby wszakże robić za żywą reklamę stereotypowego polskiego rapu. Kawałki o niczym, za to osadzone w ustalonej kiedyś, prawilnej obyczajowości – tak trwałej, że nie widać różnicy przed i po wielkiej, moralnej przemianie; górnolotne frazesy które nie mają żadnego pokrycia; nieumiejętność skupienia się na jednym temacie albo chociażby utrzymania rygoru spójnej wypowiedzi; idiotyczne, pseudopoetyckie zbitki w stylu: “Zabójca losu to mój zbrodni zakres”, które nie pojawiłyby się w tekście, gdyby autor nie miał w dupie słuchaczy i nie był przekonany, że i tak, tak naprawdę, nikt uważnie jego wypocin nie słucha. Czy jesteście w stanie przedstawić któremuś raperowi bardziej obszerny akt oskarżenia? Paradoks polega na tym, że to O.S.T.R. występował w roli strażnika Teksasu i odgrażał się, że znajdzie wszystkich tych, którzy sprzeniewierzyli się rapowym standardom, podczas gdy opisywane przez niego zjawisko było ze wszech miar marginalne, zaś prawdziwym problemem polskiego rapu było to, że aż tak mocno upodobnił się do twórczości pewnego skrzypka z Bałut.

Źródło zdjęcia głównego: YouTube.com

TU I TERAZ