Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Jak poprawiać legendę? Jeździmy nowym Mini Cooper S

Kultowe produkty zachowują swój status dzięki przywiązaniu do tradycji. Najnowsza odsłona jedynego w swoim rodzaju Mini pokazuje, jak mogą jednocześnie pozostać wierne oryginałowi i być na bieżąco z najnowszymi trendami.
.get_the_title().

Ten kompaktowy hatchback to w końcu jeden z najbardziej charakterystycznych samochodów w historii motoryzacji. Oryginalne Mini, zaprojektowane jeszcze w latach 50., stanowiło ogromny przełom dla przemysłu samochodowego, zarówno pod względem technicznym, jak i kulturowym. Kultowy status zyskała już także produkowana od 2002 roku współczesna odsłona tego modelu.

Oferowane obecnie w salonach Mini to już trzecia generacja „nowożytnej” odsłony tego hatchbacka. Na rynku jest już obecna od czterech lat, więc konstruktorzy zafundowali jej mały lifting.

Pod subtelnymi zmianami wyglądu przemycono bardziej wydajne jednostki silnikowe oraz garść gadżetów, które docenią przedstawicie pokoleń Y i Z.

Im zapewne najłatwiej będzie rozszyfrować obsługę bardzo szerokiego wachlarza zsynchronizowanych ze smartfonem funkcji i usług zebranych pod wspólną nazwą Mini Connected. Choć brzmi to jak kolejne z tych szukanych na siłę udogodnień, które wykorzystasz raz z ciekawości i już nigdy do nich nie wrócisz, to niektóre z tych gadżetów rzeczywiście ułatwiają życie i jestem w stanie wyobrazić sobie, że korzystałbym z nich na co dzień. Taką innowacją jest na przykład możliwość znalezienia trasy do celu w swoim własnym telefonie, a następnie wysłanie na centralny wyświetlacz auta. Wymiana danych między autem a smartfonem działa też w drugą stronę – z telefonu sprawdzisz na przykład, czy z pozostawionym na ulicy autem jest wszystko ok i ile zostało mu paliwa w baku.

Tak daleko idący romans pokładowego systemu z przenośnymi urządzeniami to dobra wiadomość dla tych, którzy wolą klikać w swoje ekrany niż przedzierać się przez menu auta – chociaż to w Mini akurat jest bardzo sensownie ułożone i wygląda tak… funky. Glitzy. Glam. Trudno znaleźć dobre słowa, które oddadzą atmosferę we wnętrzu Mini, bo jest ona aż tak oryginalna. Choć przywiązanie do oryginału we współczesnych Mini najłatwiej poznać po wyróżniającym się na drodze projekcie nadwozia, to chyba jednak wnętrze jeszcze bardziej przekonująco dowodzi oryginalności tego projektu. Styliści marki zręcznie bawią się konwencją i udaje im się tworzyć wyjątkowe, niepodobne do żadnych innych projekty desek rozdzielczych czy nawet najmniejszych detali, takich jak metki z flagą Union Jack zaszytą w brzegu foteli. Teraz ta wyjątkowa atmosfera jest budowana także z udziałem najnowszych technologii.

Mini to pierwszy producent samochodów na świecie, który wykorzystał technikę druku 3D.

Dzięki niej ta brytyjska marka jest w stanie zaoferować możliwości indywidualizacji niektórych elementów kabiny i nadwozia na bardzo rozbudowaną, nieznaną do tej pory skalę.

Takie chwyty nie mogą jednak mydlić oczu do tego stopnia, aby nie zwrócić uwagi na ogólną jakością wykonania. W Mini jestem na tę kwestię szczególnie wyczulony, ponieważ jeszcze dwie generacje temu osobliwy projekt kabiny osiągnięty był kosztem bolesnych błędów w zakresie ergonomii i oszczędności na materiałach i ich spasowaniu. Od tamtego czasu Brytyjczycy jednak konsekwentnie notują duży postęp i osiągnęli już efekt, który jestem w stanie określić mianem premium. Długo miałem też problem z przestronnością Miniaków. Geniusz oryginalnego projektu sprzed pół wieku polegał właśnie na tej różnicy pomiędzy malutkim nadwoziem a stosunkowo dużą, efektywnie wykorzystującą te wymiary kabiną. Jego następca nie stanowi już pod tym względem przełomu, ale na miejskie życie młodej pary wystarczy (bagażnik jest trochę większy niż w Fiacie 500 i mniejszy niż w Fordzie Fieście i jej podobnych). Jeśli dla kogoś to za mało, zawsze może sięgnąć po ten sam koncept zrekonstruowany w formie większego hatchbacka z drugą parą drzwi, nie wspominając o odpowiedniku kombi o nazwie Clubman i SUV-ie Countryman. Jeśli za dużo, jest też dwudrzwiowy kabriolet. Przyjemność lansowania się z otwartym nadwoziem okupowana jest jednak wyższą ceną i ograniczonym do bardzo symbolicznej funkcjonalności bagażnikiem.

Sam hatchback niezmiennie dostępny jest w paru wersjach mocy silnika. Gama napędowa rozciąga się od podstawowego One z małym silniczkiem o mocy 72 KM i ceną 75,7 tys. złotych po topowego Coopera S z dwulitrowym silnikiem konstrukcji BMW o mocy 192 KM oraz skrzynią automatyczną. W takiej specyfikacji ten kompaktowy miejski gokart kosztuje już soczyste 119,8 tys. złotych. To jednak normalna cena za tak solidny kawał inżynierii, który napędza to auto. Po drobnych modyfikacjach silnika poczynionych przy okazji liftingu, moc pozostała na niezmiennym poziomie, ale poprawiono elastyczność i ekonomikę jazdy. Potwierdza to nasz test, w którym w warunkach pozamiejskich ta blisko dwustukonna rakiet(k)a potrafiła zmieścić się w zużyciu paliwa poniżej 7 l/100 km, a w mieście niewiele przekraczając 9 l/100 km.

Jeszcze większą zmianę jakościową zapewniła jednak nowa skrzynia. Przy okazji liftingu do hatcha trafił dwusprzęgłowy automat z siedmioma przełożeniami – od razu chce się krzyknąć: dlaczego dopiero teraz?! To świetny zespół, bardzo pasujący do zadziornego charakteru Mini i dający dużą przewagę nad poprzednim automatem tak pod względem dynamiki, jak i komfortu jazdy. Konstruktorzy Mini dobrze wiedzą, co zrobić, by ustawiane przez nich auto sprawiało wrażenie drogiego, dojrzałego produktu, ale przy tym nie traciło nic z tej sloganowej gokartowej frajdy z jazdy.

Naprawdę, Mini pod względem prowadzenia jest wybitne.

Nie są mu w stanie zagrozić żadni dysponujący podobną mocą, ale zbudowani na tańszych podzespołach i mający wyżej zawieszony środek ciężkości konkurenci pokroju Forda Fiesty ST, Peugeota 208 GTI czy Abartha 595. Ale czy te samochody można w ogóle do Coopera porównywać? To samochód tak inny od wszystkiego na drodze, że pozostaje gatunkiem samym w sobie – po prostu Mini.

Tekst: Matt Zuchowski

MOTO