Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Grindersi – subkultura biohakerów

Czy tego rodzaju modyfikacje ciała pokazują nam, jak będzie wyglądać przyszłość?
.get_the_title().

Jakieś 10 lat temu motywem przewodnim teorii spiskowych były czipy. Straszono masowym czipowaniem – „znamionami bestii” zwiastującymi nadejście nowego porządku świata. Proroctwo, trzeba przyznać, że jedno z bardziej absurdalnych (czipować mieli nas reptilianie albo UFO), ziściło się niemalże zgodnie ze scenariuszem wyznawców spiskowej teorii dziejów.

Udoskonalanie i modyfikowanie ludzkiego ciała z wykorzystaniem najnowszych technologii to motyw przewodni ruchu grinders. Grindersi, łącząc wiedzę medyczną i informatyczną, za cel obrali sobie stuningowanie człowieka.

Przekształcają swoje ciała, wszczepiając w nie własnym sumptem czipy, magnesy, a nawet… komputery. Tak jest w przypadku Tima Cannona, który ma w swoim ciele zaimplantowany komputer rozmiarów telefonu. The Circadia 1.0 została umieszczona w jego ramieniu bez obecności lekarza, obyto się też bez znieczulenia. Urządzenie zbiera dane biometryczne. Przy tym, co robią grindersi, modyfikacje ciała wykonywane przez członków ruchu „body modification” z lat 90. to tylko subtelny lifting.

Grindersi skupieni są głównie w USA, Australii i Szwecji. Jednak pojedynczy członkowie ruchu rozproszeni są po całym świecie; poznają się za pośrednictwem internetu albo podczas corocznego zjazdu Grindfest. Niektórzy z członków mają tylko kilkanaście lat. Filozofia DIY, sprzeciw wobec władz i antykapitalistyczna postawa spowodowały, że zostali okrzyknięci przez „The New York Timesa” mianem „medical punks”. Styl ubierania, upodobanie do piercingu, tatuaży i specyficzny sposób bycia sprawiają, że najbliżej im do subkultury cyberpunków (tutaj pisaliśmy o modzie na cyberpunk).

Niektórzy po prostu nazwą grindersów freakami, ale to coś więcej niż banda dziwaków. Ruch wyznacza nową epokę, w której cyborgi, kojarzone dotąd tylko z filmów sci-fi, wkraczają do codziennego życia.

Zdaniem ruchu Grinder są to pierwsze kroki wprowadzające ludzkość w epokę transhumanizmu, czyli epoki w dziejach ludzkości, kiedy niedoskonały człowiek zostanie zastąpiony doskonałym cyborgiem. Znikną więc takie ograniczenia jak starość, choroby czy śmierć. W społeczności biohakerów toczą się już debaty na temat problemu przeludnienia ziemi w związku z utworzeniem człowieka doskonałego.

Oczywiście znaczna część osób wszczepia sobie implanty dla zajawki, nie przejmując się zbytnio ideologią. Popularne są imprezy, podczas których uczestnicy dla zabawy wszczepiają sobie pod skórę czipy. W USA staje się to po prostu modne. Od kiedy dwie firmy otworzyły sklepy online, w których można zaopatrzyć się w implanty, a także we wszystko, co potrzebne do ich samodzielnego montażu i przystosowania pomieszczenia do przeprowadzenia operacji, liczba osób posiadająca takie gadżety w swoim ciele lawinowo wzrosła. Jeśli zawsze marzyliście o magnesach w opuszkach palców, to proszę bardzo – możecie je kupić już za 50 dolarów.

Technologia do pewnego stopnia już dawno sprzęgła się z ludzkim organizmem: implanty, protezy, rozruszniki serca, nawet operacje plastyczne są akceptowalne społecznie i nie wywołują większych kontrowersji.

Innym powszechnym przykładem urządzeń, które niemalże zlały się z ludzkim ciałem są pulsometry, zegarki czy ostatni hit w USA – Pavlok, czyli urządzenie kopiące użytkownika prądem w momencie wykonywania niepożądanej przez niego czynności, jak obgryzanie paznokci czy sięgnięcie po używkę.

Poniżej kilka przypadków wykorzystania implantów do bardziej ambitnych celów niż otwieranie drzwi bez użycia kluczy:

Szwajcarzy opracowali ciekawy implant, który ma za zadanie robić morfologię krwi i przesyłać wyniki prosto do lekarza. Może być pomocny dla osób starszych oraz tych, które mają problemy z przemieszaniem się.

Neil Harbisson urodził się z rzadką chorobą, jaką jest ślepota barwna. Harbisson korzysta z urządzenia, do którego obwody stworzył sobie sam z drutu, podzespołów i płytek drukowanych. W rezultacie, zamiast widzieć gamę szarości, słyszy symfonię kolorów. Co więcej, słyszy też obrazy i ludzkie twarze. Kolory, które są niedostępne dla jego mózgu, odbiera w postaci wibracji, dźwięków i melodii. Uznany został za pierwszego na świecie cyborga, ponieważ jego urządzenie wmontowane jest bezpośrednio w kość czaszki, dostał akceptację na zdjęcie paszportowe wraz ze swoim sprzętem.

Rob Spence, producent filmowy z Kanady, który stracił w dzieciństwie wzrok w jednym oku, postanowił używać minikamery służącej za protezę chorego oka. Kiedy kamera nagrywa, czerwona dioda LED świeci się, informując otoczenie o obecności kamery.

Elon Musk w ramach przedsięwzięcia Neuralink pracuje nad technologią, która ma pozwolić na implantację małych drobinek elektrod do ludzkiego mózgu. Technologia ta może być w przyszłości wykorzystywana do leczenia epilepsji, poprawy pamięci lub zintegrowania sztucznej inteligencji z ludźmi. Musk zapowiada nawet możliwość bezpośredniej komunikacji między mózgami nadawcy i odbiorcy.

Facebook chciałby zrobić to samo, ale bez implantów. Mniej inwazyjny wynalazek miałby połączyć mózg użytkownika bezpośrednio z komputerem. W specjalnej strefie Area 404 na terenie Facebooka opracowywany jest prototyp. To technologia, która ma też pomóc ludziom niesłyszącym słuszeć, pomijając przy tym narząd, jakim są uszy. Z Building 8 niesłyszący będą mogli delektować się dźwiękiem odbieranym przez skórę.

Żeby lepiej naświetlić zjawisko grindingu, trzeba poznać pojęcie biohakingu (ang. biohacking), które jest dużo szerszym zjawiskiem.

Sam „hacking” polega na zrozumieniu jak coś działa – tradycyjnie chodziło o komputery, ale biohakerzy zajmują się człowiekiem. Próbują samodzielnie dokonać odkryć, ulepszeń i modyfikacji ludzkiego ciała i umysłu.

Biohaking to jedno z najgorętszych obecnie słów. Termin ten określa kilka różnych zjawisk. Są to przede wszystkim niezależnie tworzone anarchistyczne laboratoria medyczne, otwarte na współpracę, nieograniczone praktycznie żadnymi zasadami z wyjątkiem zasad bezpieczeństwa. W laboratoriach działają pojedyncze osoby oraz małe zespoły. Za przedmiot badań obierają sobie głównie geny i bakterie.
Biohaking jest też nazwą dużego ruchu, który stosuje różne sprytne sposoby tuningowania ciała i umysłu. Lista takich „hacków” jest bardzo długa i zawiera: leki i narkotyki (stosowanie mikrodawek leków SSRI, amfetaminy czy LSD, zażywanie MDMA), zażywanie beta-blokerów, testosteronu czy modafinilu. Biohaking zaleca poprawę jakości snu, ćwiczenia na wydajność mitochondriów, odizolowanie się od wciągających mediów społecznościowych czy przeglądania newsów. Wszystko odbywa się zgodnie z filozofią DIY, a na biohakerskich stronach można znaleźć nawet instrukcje do drukowania fałszywych recept. Ruch grinder także należy do jednej z podgałęzi biohakingu.

Póki co ciężko rozpatrywać zagrożenia związane z pojawieniem się armii cyborgów. Otwieranie samochodu czipem czy zabawa podskórnym magnesem wydają się dość niegroźnym, a nawet głupim bajerem.

Jeśli jednak brać na serio fantastyczne wizje Muska czy Zuckerberga, to wraz z rozwojem transhumanizmu ludzkość może podzielić się na dwie grupy: ulepszonych i zwykłych. Przyczyną będzie nierówny dostęp do możliwości korzystania z odkryć biohakingu. Obecnie znaczna większość populacji nie ma wiedzy, środków finansowych albo boi się nieprawidłowego użycia wyżej wymienionych „hacków”. Pojawia się strach przed wyodrębnieniem się klasy ludzi niepotrzebnych i jeszcze większym rozwarstwieniem społecznym.
W filmach „Terminator” i „Ex Machina” to maszyny przejmują kontrolę nad ludźmi. Podobne czarne scenariusze przychodzą na myśl, gdy słyszymy o tysiącach cyborgów. Spokojnie! Może do tego czasu uda nam się już zasiedlić którąś z planet.

Tekst: Dorota Linke

MOTO