Solomoon, czyli nowa moda na spędzanie miesiąca miodowego na opak

Przysięga małżeństwa w takich wypadkach powinna chyba brzmieć „…i że cię nie opuszczę aż do śmierci, jak tylko wrócę z solomoon’a”.
.get_the_title().

Ostatnie badania pokazują, że z roku na rok przygotowania do ślubu i wesela zajmują przyszłym małżonkom coraz więcej czasu. Nic dziwnego – podczas gdy kiedyś wystarczyło ubić świniaka i załatwić kilka butelek wódki, teraz pojawiło się milion opcji, które trzeba przemyśleć. Czy tort ma być wegański? Czy wynająć fotobudkę, czy lepiej zainwestować w wielki, świecący napis „LOVE” ? Czy w kościele ma wybrzmieć „Ave Maria”, czy jednak lepiej odtworzyć scenę z „To właśnie miłość” z „All you need is love”?

Nic dziwnego, że narzeczeństwo czasem tak samo jak na dzień ślubu, podświadomie czeka, aż to szaleństwo się zakończy.

via GIPHY

A wtedy jest czas na odpoczynek, czyli wymarzony miesiąc miodowy. I tutaj pojawił się ostatnimi czasy i rośnie w siłę zupełnie nowy trend. Nie jest związany z kierunkiem podróży, czy planem atrakcji podczas wyprawy. Chodzi bowiem o solomoon, zwany też unimoon’em, czyli zmodyfikowaną wersję honeymoon’a.

Od tradycyjnej opcji różni się ona jednym, ale dość kluczowym szczegółem. Mianowicie, w podróż poślubną wybieracie się solo, czyli oddzielnie.

via GIPHY

Powodem najczęściej podawanym przez pary, które decydują się na wyjazd w pojedynkę, są po prostu różnice zainteresowań (czyli musi być jednak prawdą to, że przeciwieństwa się przyciągają) i zobowiązania zawodowe uniemożliwiające wyjazd w tym samym terminie. Brzmi to na swój sposób sensownie, ale nadal nie jesteśmy do końca przekonani co do tego konceptu.

Źródło; Slava Bowman/Unsplash

Jakie jeszcze plusy takiego rozwiązania mogą widzieć w nim „unimoonowe pary”? Po pierwsze – swojej nowej drogi życia nie zaczynacie od kłótni o to, dokąd jechać. Trochę od siebie odpoczniecie po tym intensywnym okresie wspólnych decyzji przedślubnych. Wrócicie z masą opowieści, którymi będziecie mogli się ze sobą podzielić. Jeśli wyjazd któregoś z was okaże się super, zawsze możecie to w przyszłości powtórzyć z drugą połówką. Stęsknicie się za sobą – powitanie po powrocie na pewno będzie czułe.

A może wręcz podróżując solo zrozumiecie, że już nigdy, nigdzie nie chcecie bez siebie jechać?

Źródło; Austin Neill/Unsplash

Obstawiamy, że znajdą się też tacy, którzy skapitulowali w walce z rodzicami i teściami przy wielu wyborach dotyczących ślubu i wesela, nie chcąc czuć na sobie w swoim wyjątkowym dniu karcącego wzroku starszyzny. Teraz jednak wytaczają armatę i serwują zemstę na zimno – czyli wprawiają całą rodzinę w osłupienie obwieszczając, że na miesiąc miodowy ruszają oddzielnie.

I nie ukrywajmy – w meczu między „ale to nasz dzień”, a „tak trzeba/tak wypada” – to jest rzut za 3 punkty, który przeważa o zwycięstwie państwa młodych.

Źródło: Rawpixel/Unsplash

Trend na podróże solo pojawił się dosyć niedawno, ale sukcesywnie się rozprzestrzenia. Na Instagramie pod hashtagiem #solomoon zaczynają się pojawiać kolejne zdjęcia – deklaracje wybrania opcji spędzenia miesiąca miodowego w pojedynkę. W chwili powstawania tego tekstu jest ich już ponad 1500.

Eksperci od związków przyglądają się tej nowej modzie ze zdziwieniem. Zdaje się, że nie do końca kupują argument, że to znak czasów świadczący o ewolucji instytucji małżeństwa. Helen Fisher, badaczka z Instytutu Kinsey, w komentarzu udzielonym dla The Times mówi, że jest to raczej zaprzeczeniem idei związku, który opiera się na miłości, przywiązaniu i namiętności. Podczas wspólnych podróży te trzy czynniki są eksplorowane i pogłębiane, podczas gdy solomoon nie ma z nimi nic wspólnego.

via GIPHY

Ciekawi jesteśmy, czy podróżujący solo państwo młodzi i tak zamawiają apartament dla nowożeńców? I też czy wszyscy świeżo zaślubieni podróżnicy przez cały pobyt nie zdejmują obrączki z palca?

Źródło zdjęcia głównego: Derek Thomson/Unsplash
Tekst: Kinga Dembińska

SURPRISE