Francja, uchodząca dotąd obok Niemiec za najbardziej życzliwy migrantom kraj Europy, zdecydowała się zaostrzyć swoją politykę. Partia wizytującego właśnie w USA Emmanuela Macrona, La Republique en Marche, przeforsowała w Zgromadzeniu Narodowym ustawę ustanawiającą karę pozbawienia wolności do roku za nieuprawniony wjazd na teren Francji. Innym jej założeniem jest podwojenie czasu, na jaki nielegalni imigranci mogą zostać zatrzymani przed deportacją w areszcie (do 90 dni na tle dotychczasowych 45). W przypadku uchodźców pojawiło się jedno udogodnienie – krótszy okres składania wniosku o azyl i zwiększenie wsparcia w integracji, w tym w nauce języka.

Debata nad ustawą była bardzo ostra i trwała ponad 60 godzin. Za głosowało 288 osób, przeciw 139, zaś 24 wstrzymały się od głosu.

Co ciekawe, rozłam nastąpił nawet w obrębie Macronowskiego LREM, w którym jeden poseł (Jean-Michel Clement) był przeciw, a 14 innych przedstawicieli stronnictwa pozostało neutralnych.

Taki kierunek obrany przez Macrona można oczywiście tłumaczyć licznymi incydentami i pijarowymi problemami Francji w związku z wybrykami imigrantów – wystarczy przypomnieć dramatyczne sceny z Calais, wywoływane przez przyjezdnych zamieszki w największych miastach czy kryminalizację dzielnic.

Regulowana ustawą próba usprawnienia nadzoru nad przypływem do Francji nowych, często w desperacki sposób próbujących się tam dostać osób jest jednak krytykowana w Europie za momentami zbyt radykalne rozwiązania. Wśród nich na pierwszy plan wysuwa się zarzut o możliwości nieludzkiego postępowania, jakim jest zamykanie w aresztach na długi czas dzieci razem z rodzicami. Z Francji docierają głosy, że specjalna grupa robocza została oddelegowana, by znaleźć rozwiązanie dla akurat tego problemu. Kwestia rozpisania rozsądnych regulacji, które ułatwią pomaganie tym, którzy rzeczywiście tej pomocy w danym momencie potrzebują, jest paląca i z pewnością jeszcze wielokrotnie będzie wracać w debacie publicznej.

Tekst: WM
Źródło: wprost.pl