Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Myślisz, że Katowice to tylko kopalnie? Błąd. Wybraliśmy się na wycieczkę, aby obalić ten mit

Z czym kojarzą ci się Katowice? No właśnie. Prawdopodobnie pierwsza myśl, który przyszła ci do głowy, może okazać się mylna. Dlatego wybraliśmy się z mytaxi na przejażdżkę po stolicy Górnego Śląska, aby udowodnić, że – wbrew stereotypom – jest to miasto nowoczesne, umiejętnie sprzedające swoją historię i przede wszystkim bardzo zielone.
.get_the_title().

Stereotypy na temat Katowic są wciąż żywe. Wielu z pewnością wyobraża sobie, że przyjeżdżając do stolicy Górnego Śląska, od razu powinno założyć się maskę antysmogową lub hełm górniczy i zjechać pod ziemię na szychtę. Bo przecież Katowice to kopalnie, hałdy, węgiel i ciężkie powietrze. Są czarne, pozbawione zieleni, a w ogóle to nie ma czego tam zwiedzać. Właśnie przez te łatki miasto to wypadło z mapy turystycznej kraju. Zwiedza się Gdańsk, Poznań, a jadąc z Krakowa do Wrocławia, zerka się tylko na katowicki dworzec. Kto jednak zdecyduje się na nim wysiąść, szybko przekona się, jak wiele atrakcji oferuje stolica Górnego Śląska.

Z kilkunastu katowickich kopalń tak naprawdę zostały dwie, które pracują do dziś, choć wielu Ślązaków szyby kopalniane ma wytatuowane na przedramionach. Pod ziemię zjeżdża się dziś raczej po to, by zwiedzić wystawy w Muzeum Śląskim. Z kolei Nikiszowiec, dzielnica wybudowana dla górniczych rodzin, jest obecnie plenerem dla fotografów i nowożeńców. A hajer to po śląsku już nie tylko górnik, ale też tortilla na zakwasie żurowym z wołowiną.

Postanowiliśmy razem z mytaxi odwiedzić stolicę Górnego Śląska (przez tę aplikację można zamówić taxi w całym GOP-ie) po to, aby odkryć współczesne oblicze Katowic i udowodnić, że miasto to ma dzisiaj wiele do zaoferowania żądnym wrażeń i wielkomiejskiej rozrywki turystom, a także znacząco różni się od stereotypowych wyobrażeń na jego temat.

Jedzenie z food trucków i polski Central Park

Wycieczkę zaczęliśmy od Stadionu Śląskiego, z którym Ślązacy mają najlepsze sportowe i muzyczne wspomnienia. To tutaj Polacy jedyny raz w historii pokonali Anglików – dlatego od 1973 roku stadion zyskał miano: „Kocioł Czarownic”. Po długiej i kosztownej modernizacji miejsce powoli się rozkręca. W planach jest mecz reprezentacji Polski oraz koncert Guns N’Roses. My jednak zaglądamy tam, by coś przekąsić. Na pierwszym wielkim śląskim zlocie food trucków mieliśmy okazję zjeść pysznego burgera z widokiem na słynne stadionowe trybuny.

Po jedzeniu z wozów udaliśmy się do Parku Śląskiego.

Jest prawie dwa razy większy niż nowojorski Central Park (!) i cztery razy większy niż Hyde Park w Londynie.

Nie tylko spala się w nim kalorie na ścieżkach rolkowych i rowerowych. Miejsce oferuje także odpoczynek w skansenie, zwiedzanie Śląskiego Ogrodu Zoologicznego oraz możliwość zabawienia się w Legendii, czyli dawnym Wesołym Miasteczku, i zobaczenia gwiazd w największym i najstarszym polskim Planetarium. Nie mogliśmy odmówić sobie podróży kolejką „Elką” – kiedy ją otwierano w latach 60., była najdłuższą nizinną koleją linową w Europie. Park Śląski to chyba najbardziej atrakcyjny, choć na pewno nie jedyny zielony obszar miasta. W końcu, w co trudno będzie niektórym uwierzyć, parki, zieleńce i lasy stanowią 40 procent powierzchni Katowic.

Historia opakowana w atrakcyjną formę

Następnie jedziemy na słynny Nikiszowiec – osiedle zbudowane z myślą o górnikach i ich rodzinach. To dziś najbardziej turystyczna dzielnica Katowic. Tutaj powstała Grupa Janowska, czyli zespół górników-malarzy z Erwinem Sówką na czele. Ich obrazy można obejrzeć w Muzeum Historii Katowic na nikiszowieckim Placu Wyzwolenia. Więcej sztuki znajdziemy w położnym nieopodal Szybie Wilson, gdzie co roku odbywa się festiwal sztuki nieprofesjonalnej Art Naif, zlot fanów tatuażu, a także święto piw rzemieślniczych – Silesia Beer Fest.

Dzielnica słynie z czerwonych framug okien, ale nie każdy wie, że tutaj Gomułka pił wódkę z Gierkiem, a Fidel Castro spotkał się z katowiczanami. Tutaj też Kazimierz Kutz kręcił swoje słynne filmy.

Obowiązkowo na Nikiszowiec trzeba zabrać ze sobą aparat fotograficzny, zajrzeć na podwórko między familokami i zjeść śląski łobiod w Byfyju.

Byfyj to urokliwa kawiarnia i bistro wystrojem nawiązujące do dawnej, śląskiej kuchni. W niedzielę zjemy roladę z kluskami, a na co dzień prawdziwie włoską pizzę. Dostaniemy też ciasta, torty i tradycyjne wypieki z piekarni Michalski, która znajduje się tuż obok.

Później udaliśmy się do Strefy Kultury – miejsca, które tętni życiem. Tutaj zwiedziliśmy największe na Śląsku muzeum zlokalizowane pod ziemią, na terenie dawnej Kopalni Katowice. Wjechaliśmy na czubek Szybu Warszawa, by podziwiać panoramę miasta. Nieopodal znajduje się NOSPR – wspaniała sala koncertowa, duma miasta. Bilety na muzykę klasyczną i jazzową sprzedają się na pniu, a wizyta we wnętrzach budynku według projektu Tomasza Koniora jest pozycją obowiązkową, nie tylko dla melomanów. Koniecznie trzeba też wejść na porośnięty trawą dach Międzynarodowego Centrum Kongresowego. To ulubiona miejscówka młodszego pokolenia katowiczan, zwłaszcza w ciepłe letnie wieczory.

Później podjechaliśmy na drugą stronę dworca kolejowego i spacerujemy po południowym Śródmieściu Katowic. Tam znaleźliśmy najlepsze przykłady katowickiej moderny, pięknej międzywojennej architektury, wśród której wyróżnia się słynny Drapacz Chmur, czyli najwyższy budynek mieszkalny w międzywojennej Polsce (dzięki niemu Katowice zyskały miano „polskiego Chicago”). Zatrzymaliśmy się przy kamienicy Wędlikowskich i gmachu Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego z działającą windą paciorkową. To właśnie w tej dzielnicy powstał najnowszy budynek jednego z najlepszych architektów na świecie. Robert Konieczny, katowiczanin, zainspirował się moderną i stworzył Unikato. Blok mieszkalny, o którym sam architekt mówi „jeżozwierz”, powstał tanim kosztem, bo Konieczny dostał budżet wyłącznie na tynk, styropian i plastikowe okna. Budynek jest na ukończeniu i robi ogromne wrażenie.

Będąc w okolicy, warto zatrzymać się na śląskie jedzenie w nowoczesnym wydaniu. W Żurowni zjemy Grubiorza, czyli zapiekankę z krupnioka i Kulebele, a więc kluski śląskie faszerowane mięsem.

Wypijemy znakomity żur robiony przez rodziców właściciela. Albo dobre, rzemieślnicze piwo. Właściciel Żurowni serwuje też najlepsze w mieście burgery – kto chce porządnie zjeść, powinien odwiedzić Mad Micka przy ulicy Warszawskiej. Za to kawę wypijmy w Strefie Centralnej, lokalu znajdującym się w instytucji kultury – Mieście Ogrodów. Tam zjemy też ciasto lub bułkę, a za jedzenie zapłacimy tyle, ile chcemy. Atutem tego miejsca są stare katowickie neony, które rozwieszono w całym lokalu. Neonów przybywa też dziś w samych Katowicach, a tym samym przypomina się dawną tradycję. Niegdyś było ich tak wiele w przestrzeni miasta, że Katowice nazyzwane były „polskim Las Vegas”.

Dobre piwo, pizza i design

Stolica Górnego Śląska żyje też nocą. Po zmroku ulica Mariacka, czyli główny katowicki deptak, wypełnia się ludźmi. Trzeba tam odwiedzić KATO, jeden z najmodniejszych lokali w mieście, by napić się dobrego piwa i porozmawiać ze społecznikami, którym dobro Katowic leży na sercu. To właśnie w KATO odbywają się cykliczne debaty o przyszłości miasta, targi dizajnu, występy komików czy wieczory z planszówkami.

Na Mariacką, a ściśle jej tylną część, warto zajrzeć też za dnia, by zobaczyć galerię murali.

Na imprezę można pojechać do Fabryki Porcelany. Kiedyś produkowano tam zastawy, ceramikę i porcelanę marki Giesche, a później Bogucice. Dziś Porcelana Śląska zajmuje tylko 10 procent obszernego kompleksu. Osiedliły się tam firmy różnej maści, jest fryzjer, a także butik z modą. Działa również Prodiż, restauracja w klimacie industrialnym z otwartą kuchnią. Zjemy tam śniadania, lancze, obiady i desery. Latem możemy usiąść na podwórku koło szklarni, w której zaopatrują się kucharze z Prodiża. Wtedy zjemy też w cieniu wielkiego pieca przemysłowego. Jest to największy na świecie piec, w którym… wypala się pizzę. Ale na to trzeba poczekać do wiosny.

Nowoczesne oblicze Katowic, nawiązujące do tradycji górniczych, odzwierciedlają gadżety, które znajdziemy w Geszefcie i Biksie.

Śląska godka będąca kiedyś passé, dziś zdobi koszulki z dumną noszone przez młodych Ślązaków. Węgiel w pocie czoła wydobywany przez górników, zakłada się dziś na palec i szyję, bo każda modna Ślązaczka musi mieć biżuterię węglową w swojej kolekcji. Nosi się także kolczyki przypominające kluski śląskie i zakłada wielkie torby z napisem KATO. Kawę pije się z kubka z Bebokiem, myje się mydłem z węgla od Sadza Soap, a młodsi uczą się śląskich słów z Achimem wymyślonym przez Joannę Furgalińską.

Takie są właśnie dzisiejsze Katowice. Wypełnione dźwiękami imprez i alternatywnych festiwali, jak OFF Festival czy Tauron Nowa Muzyka; pełne młodych ludzi pijących piwo z widokiem na Spodek. To miasto śląskiej kuchni fusion, murali i neonów, ale też dobrej architektury. Katowice są tak naprawdę świeże i bardzo nowoczesne; otwarte na turystów. Pamiętają jednak o swojej śląskiej tradycji i garściami czerpią z historii, z której są bardzo dumne. Dzięki temu miasto staje się modne także poza granicami Śląska, co stopniowo pewnie pozwoli mu wyrwać się z okowów stereotypów. I my gorąco mu w tym kibicujemy.

Tekst i zdjęcia: Maria Dzięcioł

SURPRISE