Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

Architekt od IT

Pierwsze biuro, które w pełni zaprojektowała, z pewnością zapamięta na zawsze. Wykorzystała do niego drewno pochodzące z rozbiórki jej starego domu. To ten projekt, choć niewielki, zadecydował również o tym, że postanowiła poświęcić się aranżowaniu przestrzeni do pracy. Justyna Friedberg, architektka, a ostatnio także właścicielka showroomu meblarskiego.
.get_the_title().

Agnieszka Krzysztoń, VANK: Justyna, opowiedz o tym swoim pierwszym projekcie.
To było 8 lat temu. Miałam zaprojektować biuro dla firmy z sektora IT, a 2 lata później pomóc przeprowadzić ją do nowego, większego. W pierwszym etapie mojej współpracy z nimi, biuro mieściło się w kamienicy, z narzuconym układem konstrukcyjnym. W niewielkiej przestrzeni ustawiliśmy jasne meble i stworzyliśmy optymalną na te warunki przestrzeń. Wtedy jeszcze nie udało mi się, ze względu na rozmiar, pracować według idei, które chciałabym do biura przemycać. Natomiast już 2 lata później firma dojrzała do zmian. Pomogłam im znaleźć nowe miejsce, bardzo mnie jako architekta inspirujące. Stara fabryka kabli, przestrzeń o wielkości 600 metrów – same słupy i otwarta przestrzeń. Niski budżet, wydawałoby się, nie pozwalał na nic spektakularnego.

A jednak, jak się okazało w tym przypadku, nawet przy niewielkich pieniądzach można stworzyć projekt, który spodoba się w środowisku. Także zagranicą.

Miałam dużo satysfakcji przy tej realizacji.

Co było w nim satysfakcjonującego?
To było po pierwsze wyzwanie, bo miałam do czynienia z niskim budżetem. Po drugie – miałam dużą swobodę w kreowaniu tej przestrzeni pracy, a po trzecie udało mi się stworzyć coś, co mnie samej ogromnie się podobało. Tutaj po raz pierwszy zrealizowałam układ przestrzenny, który uważam za optymalny do komfortowej pracy. Na początek jest to strefa wejścia. Miejsce, które odpowiada za pierwsze wrażenie i pokazuje, gdzie jesteśmy. Postawiłam tutaj recepcję, którą zrobiłam według własnego projektu, z drewnianych desek pochodzących z rozbiórki mojego starego domu rodzinnego. Zależało mi, żeby wykorzystać jakieś naturalne elementy.

I przy okazji dałaś tym deskom nowe życie, nadałaś im nowy sens.
Tak, dokładnie. I muszę przyznać, że ten mebel tak się spodobał, że dostawałam później zapytania o niego z różnych stron świata. Ale idąc dalej: tuż obok strefy wejścia zaprojektowałam otwartą strefę kuchni. Zrobiłam ją przy wykorzystaniu prostych, drewnianych skrzyń z frontami zamówionymi już u stolarza, według mojego projektu, oddającymi klimat miejsca. Mrocznego, bardzo męskiego. Na jej środku postawiłam wielki stół. Potem była strefa chillout, ze specjalnym regałem z drabin na nagrody, bo firma dostawała ich bardzo dużo. Dalej były już sale konferencyjne i przestrzeń open space dla programistów pracujących w zespołach, przedzielona gabinetem zarządu. Z ciekawych rozwiązań wspomniałabym jeszcze o zatopionych w szklanej tafli drzwiach do salek konferencyjnych, które miały przypominać i wyglądały jak stare, drewniane wejścia do stodoły.

Powiedziałaś mroczny, bardzo męski klimat…
Tak, rzeczywiście ta przestrzeń była taka zdecydowana w charakterze.

Mocne akcenty, niektóre ściany czarne, ciemnoszara posadzka. Bardzo dużo mebli handmade.

To, co robiłam dla przestrzeni wspólnych, powielałam też w innych miejscach. Na przykład w gabinecie zarządu był zrobiony stół w podobnym klimacie albo regały stworzone z tego samego drewna rozbiórkowego. Myślę, że ta oryginalność i konsekwencja były powodem, dla którego projektem tym zainteresowały się ogólnoświatowe media, takie jak Dezeen.com, niemiecki magazyn AIT, Forbes czy Frame, które go opisywały.

Co się wydarzyło po tym projekcie?
Zaczęłam mieć masę zapytań i zleceń z branży IT i rzeczywiście muszę przyznać, że najczęściej projektuję przestrzenie dla programistów, co zresztą mi odpowiada. To jest grupa zawodowa bardzo świadoma tego, jak ważna jest dobrze zaprojektowana przestrzeń pracy. Jaki ma ona wpływ na komunikację w firmie i na produktywność. Stąd kolejne moje projekty były właśnie dla nich. Jednym z ciekawszych był ten, który zrealizowałam chwilę później, również zresztą w tej starej fabryce kabli. Tutaj miałam podwójną radość, bo znalazłam firmie to miejsce i od początku czułam, że uda mi się w nim odzwierciedlić te moje idee, tę komunikację w przestrzeni. Drogę od stref wejścia, po jadalnianą, chillout i wreszcie strefę pracowniczą.

Czy tutaj też projektowałaś swoje meble?
Tak, wszystkie meble były mojego autorstwa. Wcześniej je zaprojektowałam, a następnie wyprodukowałam. Podobnie było z przestrzeniami, np. tą do gier i wypoczynku. Postawiłam na środku szklaną kostkę, a przed nią werandę ze schodkami i zielenią, która okalała ją z każdej strony. Tuż obok był jeszcze podest z wiszącą huśtawką i sofą. Można powiedzieć, że powstało podwórko otoczone dookoła przestrzeniami do pracy.

Ten projekt przygotowywałam dla firmy amerykańskiej i muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się dla nich pracowało. Są bardziej otwarci na nowe, oryginalne koncepcje.

Dostałam również więcej czasu na przygotowanie koncepcji – miałam naprawdę komfortowe warunki. Były tam też miejsca do pracy na stojąco, wagony do pracy w ciszy: otwarte, z siedziskami po dwóch stronach i stołem pośrodku i wiele innych rozwiązań akustycznych. W każdym razie, kiedy przyjechał ze Stanów Zjednoczonych szef firmy powiedział: „Justyna! To jest lepsze od biura Twittera w San Francisco!”.

Duży komplement.
Tak, i duża motywacja na przyszłość. Przy tym projekcie mogłam zastosować, jak wspomniałam, wiele rozwiązań akustycznych i przekonałam się, jak bardzo są one potrzebne. Ten klient był bardzo świadomy i wyczulony na te kwestie. Chcieli mieć dobrze wygłuszone pomieszczenia i je dostali. Choć to jest kosztowne, inwestycja się zwraca, ponieważ wpływa na produktywność. Na samopoczucie. I oni to wiedzą. W tym projekcie udało mi się zrealizować w pełni moją koncepcję biura. Podobnie jak w showroomie, który właśnie otworzyłam w Krakowie.

No właśnie, postanowiłaś otworzyć showroom jednej wybranej marki. Dlaczego?
Z marką VANK zetknęłam się na początku tego roku i zauważyłam od razu, że te meble idealnie pasują do mojej koncepcji myślenia o biurze. Dobrze wykonane, funkcjonalne i proste. Geometryczne w dużej mierze, ale też kilka w kształtach bardziej obłych. No i przede wszystkim boksy i budki akustyczne, które – uważam – powinny być częścią każdego biura. Odpowiadało mi też elastyczne podejście producenta, dzięki któremu mogę oferować indywidualne rozwiązania.

Słowem, meblami VANK jestem w stanie realizować w pełni swoje koncepcje jako architekt.

Jak wygląda Twój showroom?
VANK_SPOT to jest właśnie ta moja koncepcja w pigułce. W pigułce, bo mam do dyspozycji jedynie 107 m kw. Jak się okazało wystarczająco dużo, by – kiedy przyprowadzam swojego klienta – opowiedzieć mu o tym, jak zaaranżowane biuro najlepiej odpowiada potrzebom współczesności: mobilne, elastyczne i różnorodne. I jest ciekawie! My pracujemy w VANK_Spot co chwilę gdzie indziej. A to zbieramy się w jadalni, żeby przedyskutować jakiś projekt. A to siedzimy przy biurkach, przy komputerach. A chwilę później ktoś z nas wchodzi do boksu, by w ciszy opracować jakiś koncept. Tak właśnie powinno być. Bo nie ma nic gorszego dla pracy koncepcyjnej, jak siedzieć codziennie 8 godzin przy jednym biurku, wciąż z tym samym widokiem przed oczyma.

Studio architektoniczne Justyny Friedberg: www.morphostudio.pl

DESIGN