Previous Slide Icon Next Slide Icon
Play Daily Button Pause Daily Button
Exit Daily Button

5 świetnych polskich kawałków z bieżącego roku, które mogliście przegapić

Wakacje, turpizm i topniejące lodowce.
.get_the_title().

Polski rynek muzyczny, co stało się bardzo przyjemnym standardem w ostatnich latach, regularnie rozpieszcza nas wartymi uwagi wydawnictwami. W tym rozproszonym bogactwie, skutecznie popularyzowanym przez licznych sieciowych influencerów czy choćby wydawaną na papierze Gazetę Magnetofonową, trudno nadążyć jednak za wszystkim. Prezentujemy 5 kawałków, które mogły wam umknąć, a zdecydowanie zasługują na wielokrotne zapętlenie!

1. młody π – „pilot pirx”

Jak brzmiałaby Paktofonika doby Instagrama i Snapchata? Jak mógłby brzmieć Legendarny Afrojax, gdyby odsączyć z jego twórczości sarkazm i smoliście czarny humor? Mrugający tytułem w stronę sympatyków literatury Stanisława Lema „Pilot Pirx” stanowi całkiem ciekawą próbę odpowiedzi na to pytanie. Gorzkie wersy, odmieniające przez wszystkie przypadki naturalistyczne i obsesyjne zmagania narratora z trudami egzystencji, na tle pełnej detali, przestrzennej, futurystycznej wręcz produkcji krzyżują się tu momentami z ostentacyjną grafomanią, co nadaje trackowi realizmu zaś na dobrym sprzęcie bądź w słuchawkach prezentuje się przytłaczająco. Istny turpizm 2.0, zresztą podobnie jak cała epka o wdzięcznej nazwie „zdycham powoli ale konsekwentnie”. Po więcej tropów odsyłamy do recenzji Rafała Krause.

2. Nanook of the North – „Pingajoq”

Piotr Kaliński (Hatti Vatti) i Stefan Wesołowski, czyli postaci, których sympatykom future garage’u czy ambientu przedstawiać nie trzeba, połączyli siły i jako Nanook of the North zaserwowali longplay chłodny, sterylny, melancholijny, ale i… taneczny. Materiał został zarejestrowany na Islandii, nie bez powodu przywodzi więc skojarzenia między innymi z hipnotyczną twórczością Kiasmos. Wyróżnione, repetytywne „Pingajoq”, gdzieś obok „Siulleq” i „Arfineq-pingajuat”, zdecydowanie zasługuje na miano highlightu krążka – wsłuchajcie się tylko jak przejmująco narasta tu napięcie.

3. Rycerzyki – „Czerwiec”

Powiało chłodem, pora trochę się ogrzać. Tym bardziej, że polski klimat coraz częściej przyzwyczaja nas do tego, że po zimie wiosna niemal od razu ustępuje miejsca latu. A skoro wakacje majaczą już na horyzoncie, warto umilić sobie oczekiwanie na ich nadejście właściwym soundtrackiem. Pozornie prosta piosenka o wypoczynku w promieniach słońca stanowi jednocześnie kolejny kompozycyjny popis krakowskiego składu. Pomysłowo i chwytliwie poprowadzone instrumentale znakomicie odnajdują się jako tło dla wokalnej ekwilibrystyki Gosi Zielińskiej, której dynamiczne przechodzenie od wysokich do niskich rejestrów to prawdziwy balsam dla uszu. Choć mnie i tak najbardziej urzekają poukrywane dyskretnie gdzieś na drugim planie aranżacyjne subtelności.

4. Tomasz Mreńca – „Canada”

Tomasz Mreńca zasygnalizował swój niezwykły talent i muzyczną wrażliwość już w 2016 roku przy okazji kojącego, zderzającego ambient i modern classical, albumu „Land”, z którym możecie zapoznać się tutaj. Wydane w marcu „Peak” okazało się zaś krokiem w stronę jeszcze większego zagęszczenia faktur i zbombardowania ich zgrzytami i trzaskami. W trakcie wsłuchiwania się w rozedrgane syntezatory, otwierające wybrane tu jako reprezentatywny kawałek „Canada”, nasuwa się pytanie: „Czy to, cholera jasna, Oneohtrix Point Never”? W żadnym razie. Kompozycja Mreńcy, choć dla wielu może okazać się wymagająca, intrygująco ewoluuje, a podążanie za kolejnymi wyłaniającymi się i zanikającymi widmowymi dźwiękami stanowi wspaniałą przygodę.

5. New People – „First Thing Tomorrow”

W sieci, poza Spotify, dostępna jest niestety póki co tylko wersja koncertowa utworu, choć z drugiej strony ma to też swój urok. Zapis live dobrze ilustruje bowiem, jak wiele dzieje się na przestrzeni tych niecałych 4 minut. Prowadzona na kilku poziomach kompozycja New People – nowej supergrupy polskiego niezalu z Jakubem Sikorą czy Alą Boratyn w składzie – ujmująco rozkwita przy współudziale wszystkich członków zespołu (wokale, chórki, gitary, klawisze, perkusja) zaś kapitalny refren, w którym głosy żeńskie łączą się z męskimi, błyskawicznie wywołuje przypływ endorfin.

Tekst: Wojciech Michalski

TU I TERAZ